Adolf Hitler — Mein Kampf

Ten wpis jest nieco inny — nie zawiera listy błędów znalezionych w opisywanej książce. Chyba, że jednym wielkim błędem nazwać cały medialny cyrk, trącający nieco polowaniem na czarownice, który niektóre osoby i organizacje próbują wokół „dzieła” Hitlera nakręcić.

W Polsce i w wielu krajach wydawanie tej książki jest zabronione w oparciu o stosowne ustawy i akty prawne przeciwdziałające szerzeniu nazizmu. Niemcy (alianci?) podeszli do tematu z innej strony. W 1948 prawa autorskie do „Mein Kampf” alianci przekazali landowi Bawaria na podstawie wyroku sądu o konfiskacie mienia Adolfa Hitlera. Od tego momentu wszelkie próby wydawania książki są ścigane przez sądy Bawarii w oparciu o… ustawę o prawach autorskich…

Te celowe działania mają zapobiec oskarżeniom o cenzurę, czy brak wolności słowa. I druga ciekawostka — 31 grudnia 2015 roku, 70 lat po śmierci autora, prawa autorskie do „Mein Kampf” wygasną i od 1 stycznia 2016 roku utwór stanie się częścią domeny publicznej (obie ciekawoski za polską Wikipedią).

Dla wielu z nas „Mein Kampf” Adolfa Hitlera to książka mityczna, wręcz mitologiczna, o której nawet wspomnienie może grozić wieloletnim kryminałem. Piszę „dla wielu z nas”, bo ja również poddałem się działaniu tej plotki i byłem przekonany, że nawet pytanie o „dzieło” Hitlera w bibliotece może zesłać na mnie gromy z oczu pani bibliotekarki. Musiałem więc ostro krygować się. I musiałem wyglądać komicznie! Pani bibliotekarka była bardzo zdziwiona moimi podchodami, albowiem okazało się, że książka… leży sobie grzecznie na półce i każdy, kto tylko ma ochotę ją wypożyczyć, może to zrobić w dowolnej chwili. Zainteresowanie nią jest mierne w stronę żadnego (ostatnie wypożyczenie miało miejsce w październiku 2010 roku). Przeżyłem więc w pewnym sensie niemiłe rozczarowanie. Było to jednak nic w stosunku do tego, co przeżyłem po lekturze pierwszych stron tej książki.

Nie będę ukrywał (ani bił się w piersi), że dla wygody natychmiast zrobiłem sobie kserokopię tego „dzieła”. W końcu ja też mogę złamać prawo autorskie, skoro wydawca polskiej edycji mógł! :>

A teraz już obiecane konkrety. W mojej opinii książka jest strasznie „przedemonizowana” i stanowczo zbyt bardzo negatywnie „zmitologizowana”. Nie każdy bowiem wie, że książka napisana została na początku lat dwudziestych XX wieku, czyli na dziesięć lat przed dojściem Hitlera do władzy i na prawie dwadzieścia lat przed piekłem II wojny światowej! Owszem, zawiera ona skrajne, negatywne i kontrowersyjne tezy ale jest to po pierwsze nazizm w bardzo raczkującej formie, a po drugie — podany w bardzo alegorycznej i jednocześnie bełkotliwej formie, oblanty przy tym bałwochwalczym sosem.

W posiadanym przeze mnie wydaniu (Wydawnictwo XXL, Wrocław 2005) wydawca umieścił świetny, genialny wprost wstęp oraz komentarz historyczny, w którym z zimną krwią wymienia się, dlaczego książki nie należy traktować jako niebezpiecznej i przydawać jej aż tak negatywnej sławy. Główne powody to fakt, że 95% tez na których jest ona oparta, od wielu, wielu już lat jest martwych, ze względu na zmianę czasu, realiów świata i myślenia ludzi, jakie nastąpiły w ciągu dziewięćdziesięciu już lat od jej napisania. Wydawca świetnie pisze, że udawanie iż tej książki nie ma i nie było jest jeszcze gorszym złem niż jej wydawanie i czytanie:

(Książka tak, jaki i inne wcześniej cytowane — przyp. własny) (…) to historyczne fakty. Nie próbujmy udawać, że ich nie ma, ani nie ograniczajmy do nich dostępu — stawmy odważnie im czoło i wyciągnijmy własne wnioski. (…) Człowiej jest zdolny do stworzenia Wenus z Milo, Taj Mahalu jak i Aushwitz. Pokazywanie samego piękna to tylko połowa ludzkiej natury, a pół prawdy to całe kłamstwo! (…) Oddajemy „Mein Kampf” w ręce Czytelnika, który przyjmie ją z całym krytycyzmem i dokona właściwej oceny.

​Zaś prof. Bogdan Michalski, autor komentarza historycznego, dodaje na końcu:

„Mein Kampf” jest dziś książką anachroniczną i przedstawiona tam argumentacja jest stosunkowo łatwa do obalenia. Dlatego dla nielicznych środowisk neonazistowskich ma ona raczej charakter kulturowy.

Tak więc, po lekturze zaledwie kilku stron uświadomiłem sobie, że podchodziłem do tej pory do tematu stanowczo zbyt emocjonalnie, będąc przekonanym, że operowanie tą książką w jakikolwiek sposób w naszym kraju lub nawet myślenie o niej to grzech śmiertelny i już za samo to należy się ostre, publiczne biczowanie (celowa kpina)​. Okazało się jednak coś zupełnie innego. Nawet po pobieżnej lekturze, „Mein Kampf” okazał się być książką całkowicie wyrwaną z rzeczywistości, nawet nie tylko obecnej, ale miejscami i ówczesnej. Jest przy tym bełkotliwa, napisana w uniesionym tonie, wielokrotnie wewnętrznie sprzeczna, a miejscami wręcz absurdalna. Jest książką pozbawioną jakiekolwiek wartości, może jedynie posiada jakąś niewielką wartość historyczną. Może być też źródłem kilku ciekawych przykładów manipulacji całospołecznościowej, socjotechniki i kultu jednostki.

„Mein Kampfu” nie należy się bać, ale nie należy go też tym bardziej demonizować. Mogą ją czytać „zwykli ludzie” w niemalże każdym wieku, o ile tylko strawią tak absurdalne ilości bełkotu, bezsensu i kiczu, jakie ta pozycja serwuje. Jest to książka, której czasy świetności minęły dawno temu i nigdy nie powrócą. Jej wznawianie, publikowanie i wydawanie może mieć sens i znaczenie wyłącznie dla bardzo wąskiego grona specjalistów.

Zostaw komentarz