Robin Cook — Epidemia
Jako książka, takie sobie przeciętne czytadło, kolejny thriller medyczny autora, który produkuje książki hurtowo. Ale ten blog nie jest poświęcony streszczeniom ani recenzjom, tylko błędom znalezionym przeze mnie w książkach.
I tu spore zaskoczenie (przynajmniej dla mnie). Albo nieuważnie słuchałem, albo książka wybitnie dobra pod tym względem. Znalazłem jedynie dwa rażące błędy. W porównaniu do innych pozycji tegoż autora, tu rozpisanych przez pryzmat błędów, to prawie jakby ktoś inny książkę napisał.
Miła pani doktor:
- kręci z dwoma facetami jednocześnie,
- nie umiejąc przy tym pozbierać się psychicznie po ośmiu miesiącach od zerwania z byłym
- i jeszcze zastanawia się, czy nie przyjąć amorów szefa.
Trochę mocno przesadzona „intryga” miłosna, nieprawdaż?
Dwóch lekarzy z Afryki otrzymuje zawiadomienie o stu czterdziestu ofiarach epidemii. Udają się na miejsce w celu sprawdzenia szczegółów. Bez masek i strojów ochronnych! Dopiero na miejscu, na skażonym terenie próbują coś zorganizować. Piramidalny kretynizm, ale nie wiem, czy bohaterów (czy coś takiego jest w ogóle możliwe, nawet w Stanach Zjednoczonych), czy może autora?
Ponieważ tak mało błędów, to jeszcze dopiszę ciekawostkę lub — jak kto woli — bardzo nietypowy błąd.
W wielu serwisach, nawet tych najbardziej poczytnych, jak lubimyczytac.pl, a także, na stronach wydawnictw, powtarzany jest mit, że na podstawie książki nakręcono znany film. To absolutna bzdura! Thriller medyczny Robina Cooka oraz film Wolfganga Petersena z 1995 roku, ze świetnymi rolami Dustina Hoffmana, Rene Rousso i Morgana Freemana, nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego, poza tytułem.
Obie pozycje opowiadają zupełnie inną historię. W książce Robina Cooka nie ma ani śladu wojska, izolowanej amerykańskiej mieściny oraz ani słowa o zrzucaniu bomb! Choć tak na dobrą metę to różnic można by wymienić kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset, a podobieństw będzie znikoma ilość, bo to przecież… dwie zupełnie różne bajki.