Mariusz Wollny — Kacper Ryx
Książkę zacząłem słuchać jako audiobooka pod kątem moich dzieci. Powieść okazała się być całkiem ciekawa, wartko opowiedziana, choć zdecydowanie nie dla dzieci (dla nastolatków to już prędzej). Liczba znalezionych błędów — taka sobie.
Analogicznie, jak przy pozostałych moich listach błędów, wymieniam zarówno ewidentne błędy i niedoróbki, jak i błędy w myśleniu lub wypowiedzi bohaterów, jeśli te nie zostały skorygowane przez narratora lub innych uczestników danej sceny.
Błędy podzieliłem na grupy według tylko sobie znanej i rozumianej logiki. Często błędy z początku książki znajdują się na końcu artykułu. Liczę, że dzięki niechronologicznej liście błędów nie zepsuję zabawy tym, którzy dopiero zamierzają zapoznać się z tą powieścią.
Fakty, logika, anachronizmy
1. Powieść dzieje się w 1569 roku. Zwrot „jak Etiopczyk na śniegu” jest więc anachronizmem, bowiem Etiopia do XX wieku nazywana była Abisynią. Nikt w XVI wieku nie znał wyrazu „Etiopia”.
2. Autor twierdzi, że okolice Kościoła Mariackiego wraz z przyległym do niego istniejącym w czasach powieści cmentarzem parafialnym były najniebezpieczniejszym, najbardziej obskurnym rejonem ówczesnego Krakowa.
Trudno w to uwierzyć. Bardzo trudno, jeśli się weźmie pod uwagę fakt, że cmentarz ów jedną ścianą przylegał bezpośrednio do Rynku Głównego, czyli (jak nazwa wskazuje) najważniejszej i raczej najbardziej prestiżowej dzielnicy miasta. Przejrzałem na Wiki wszystkie trzy hasła (dotyczące cmentarza, kościoła oraz rynku i nie znalazłem niczego, co by uzasadniało lub choć sugerowało taką teorię.
Kalendarz, zegar, liczby…
1. Śnieg z deszczem w nocy z 6. na 7. stycznia? Deszcz w samym środku zimy jest w ogóle zjawiskiem niezwykle rzadkim, bo nieczęsto temperatura podnosi się tak wysoko. A o styczniowej północy to już zupełnie niemożliwe.
2. O wydatkach króla na Giżankę:
(…) Król jakby się szaleju najadł — obsypuje dziewkę i jej protektorów złotem i drogimi klejnotami i spełnia wszelkie ich zachcianki. Do tej pory wydał na nich ze sto tysięcy złotych!
— Sto tysięcy! — zawołał Górnicki ze zgrozą. — Toż to bez mała tyle, co roczne przychody państwa!
To zdanie jest podwójnie bezsensowne. A nawet potrójnie! :>
Po pierwsze, bardzo trudne do uwierzenia, że jedna prywatna osoba byłaby w stanie zgromadzić prywatny majątek porównywalny do budżetu szesnastowiecznej Polski. A nawet znacznie go przewyższający, skoro król wydał już rzekomo tyle i zapewne sporo mu jeszcze zostało — brak wspomnień jakoby zbankrutował lub miał zbankrutować. Albo jego kraj.
Po drugie, król nie byłby w stanie żadną miarą wydać takiej fortuny na jedną kobietę w ogóle, bo musiałby jej kupić kilkanaście miast na własność (skoro to równowartość budżetu całego państwa!). A już na pewno nie byłby w stanie zrobić tego tylko w formie podarunków ze złota i klejnotów, bo musiałby jej kupić tego chyba ze sześćdziesiąt ton!
Po trzecie wreszcie, można też polemizować z samą kwotą tu wymienioną, wziętą przez autora raczej z sufitu. O ile bowiem nie posiadamy za bardzo danych, co do przychodów państwa polskiego w 1569 roku, o tyleż ustalenie tego na kwotę zaledwie stu tysięcy złotych jest praktycznie całkowicie niemożliwe.
Już pierwsze źródło wymienia dochód państwa polskiego dwieście lat później na… dziewięć milionów złotych. Trudno uwierzyć w aż taką inflację. Zaś to źródło mówi, że sto lat po akcji książki na samą armię wydano trzydzieści milionów złotych. Natomiast trzecie źródło mówi, że 150 lat później, w 1701 roku zadłużenie państwa wobec armii wynosiło 20 milionów złotych.
3. Odległość z krakowskiego Kazimierza do Bochni wynosi 40,6 km. Tzw. mila polska miała — w okresie, kiedy dzieje się powieść — 7146 metrów, co daje nam (40 600 m / 7 146 m) dokładnie 5,68 mili. Autor ustami głównego bohatera twierdzi, że odległość ta wynosi 6-7 mil. Kolejny pisarz, który ma gdzieś fakty i kalkulator?
Broń, walka
1. W pewnym momencie Kacper stwierdza, że ostrze nie wyszło na wylot, dlatego jest tak mało krwi. Autor nie słyszał chyba o ranach ciętych, przy których nóż również nie wychodzi na wylot a mimo to krwi jest wiadro lub dwa tak, że ubranie denata zmienia diametralnie kolor na karmazynowy.
2. Wspominając dawną napaść, której celem był Kacper i ojciec Roch, Kacper najpierw mówi, że ciął tak daleko, że nie czuł, czy w ogóle trafił przeciwnika, a zaraz potem poczuł rzekomo krew pod palcami. Rany, żeby krew dotarła aż do rękojeści miecza to trzeba go zagłębić po samą rękojeść właśnie i jeszcze chwilę przytrzymać. A nie ciąć gdzieś tam w ciemność końcówką miecza i przez przypadek kogoś zawadzić.
3. Ciekawą filozofię i system wartości ma ojciec Roch. Tuż po powyżej opisanym wydarzeniu postanowił on uczyć Ryxa fechtunku. Ale uargumentował to tym, że… świat jest zły, a czasy ciężkie. Rozumiem z tego, że gdyby ich nie zaatakowano to świat byłby o wiele lepszy. Albo nadal zły, ale nie aż tak, żeby Kacpra uczyć szermierki. Brednie…
4. Ojciec Roch uczył Kacpra fechtunku przez trzy lata. Dopiero po skończeniu szkolenia nakazał mu przysiąc przed Bogiem, że umiejętności nabyte spożytkuję wyłącznie do samoobrony, a nie do świadomego zadawania cierpienia i śmierci. No, naprawdę pokrętną logiką kierował się księżulo. Takie ślubowania z reguły składa się przed szkoleniem. Rozumiem, że przez te trzy lata nauki Kacper miał carte blanche i mógł zabijać, ile wlezie, tak?
Pozostałe
1. Rozmowa Kacpra Ryx z ojcem Rochem o Dorocie:
— Ostatni raz widziałem ją chyba z dziesięć lat temu.
— To nie twoja wina. Od dawna wolała inną kompanię niźli twoja czy moja.
Jezu! Dorota miała piętnaście lat! Dziesięć lat temu była pięcioletnią dziewczynką. Nieodwiedzanie swojej chrześnicy przez dziesięć lat (większość jej życia!) absolutnie nie można tłumaczyć tym, że w wieku piętnastu lat puszczała się.
2. Ojciec Roch pochodził z rodziny „która mimo, iż szlachecka, nie mogła wyżywić wszystkich gąb„. No, bez jaj, bo autor tu ostro popłynął. W Polsce tego okresu nawet najgorszej klasy szlachetka-ciura na pewno miał dość pieniędzy, żeby przynajmniej wyżywić wszystkie swoje dzieci. Może nie był posiadaczem (gotówki ani nieruchomości), może z trudem wiązał koniec z końcem, a do ostatniego dociągał na pożyczonym, ale nigdy w życiu nie uwierzę w teorię, że któremuś ze szlacheckich dzieci groziła śmierć głodowa.